poniedziałek, 29 lipca 2019

Moje (nasze) pierwsze 300.

Po ubiegłorocznym 205 km, w tym przyszła kolej na kolejne wyzwanie. Postanowiłem ustanowić nowy rekord - ponad 300. Wiosną zapodałem temat Marzenie i Andrzejowi. W odpowiedzi usłyszałem -  kiedy? Do ustalenia zastała trasa. Akurat tak się dobrze złożyło, że prawie równo 300 km jest z Łodzi na mazurską działkę Andrzeja w Spychówku. Pierwszy wolny termin - 12 lipca, zapisany i zaklepany.

Nasza trasa - dokładnie wyglądała tak

12 lipca (piątek)
Pobudka o 3.30. Szybka gimnastyka, lekkie śniadanie, sakiewka zapakowana i jadę na miejsce zbiórki - Stacja Lotos. .


 Za moment przyjeżdżają Marzena i Andrzej, jak zwykle w świetnych humorach. Z małym opóźnieniem (puszka z napojem energetycznym zaczęła Andrzejowi przeciekać i zalała kurteczkę przeciwdeszczową, druga za kilka kilometrów) wyruszamy.


Pięknie się jedzie  przed 5 rano przez miasto. Słońce właśnie wzeszło, kierujemy się na północny-wschód.



podłódzkie wioski

Pierwszy postój w Niesułkowie pod  ładnym modrzewiowym kościołem Św. Wojciecha, na zdjęcie pierwszej warstwy ubrań.


Autostradę A2 przekraczamy przejściem dla zwierząt (ciekawe, że widać ślady opon samochodowych a nie zwierząt). Szybka fotka w Nieborowie i kierujemy się w stronę puszczy kampinoskiej

Park jeszcze zamknięty

Puszczę przejeżdżamy przez Józefów i Starą Dąbrowę - bardzo fajna , nieruchliwa droga (ze 2 km szutru)



kampinoska wydma

spokojna trasa przez KPN
 Wisłę i Narew przekraczamy w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego
most na Wiśle

Wisła

Twierdza Modlin

Narew
 W Nasielsku, trochę poza połową trasy robimy dłuższy postój na obiad. Humory dopisują. Już bliżej niż dalej.


Północne Mazowsze, głównie wśród pól i łąk


kościół w Gołyminie
 Dalej od okolic Przasnysza jedziemy przez Równinę Kurpiowską. Pogoda sprzyja, deszcze popadują w okolicy, ale nas szczęśliwie omijają.
po równinie

Słońce coraz niżej nad horyzontem, cienie coraz dłuższe
 Dojeżdżamy do gminy Jednorożec. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że jest w Polsce taka miejscowość.
puszcza kurpiowska 
 Na środku rondka pomnik jednorożca. A myślałem, że w moim mieście jest jedyny pomnik tego mitycznego stworzenia. Tu w zupełnie innym stylu (łódzki mi bardziej odpowiada :)).

jednorożcowy jednorożec
dla porównania łódzki

Wieczorem, nad łąkami zaczynają unosić się mgły radiacyjne. Trochę wilgoci po wcześniejszych opadach wystarczyło, żeby stworzyć urokliwy pejzażyk


Słońce zaraz zajdzie, a przed nami jeszcze kilkadziesiąt kilometrów.


Trasa była zaplanowana inną drogą, ale postanowiliśmy jechać przez Myszyniec i Rozogi drogą 53. Niestety ruch, mimo późnej pory, intensywny. Samochody pędzą ,na łeb na szyję, na Mazury. Głównie na warszawskich numerach. Byliśmy bardzo dobrze oświetleni, ale lekki niepokój był.
I koniec. Po około 19,5 godzinach (z czego prawie 15 czystej jazdy) dojechaliśmy do Spychówka!!!🙌👏

Na miejscu, przyjaciele Andrzeja z Pionek i Zakopanego urządzili nam wspaniałe powitanie (ze wstęgą i wieńcami laurowymi)

dojeżdżamy do mety

ja w wieńcu

nareszcie w domu
Z rwgps wyszło 300,8, z licznika


Dojechaliśmy w dobrej kondycji, bez specjalnych bólów stawowych. Najgorzej z tyłkami, ale bez tragedii.
Ja osobiście nabrałem ochoty na więcej, ale to może w przyszłym roku 😏



poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Południowa ściana (Międzylesie - Przemyśl)

Panorama Tatr z Głodówki


Czwarty etap naszej wyprawo-wycieczki zaplanowaliśmy z Międzylesia do Przemyśla, tym samym, zamykając całą pętlę wokół Polski. Odcinek sudecki przejechałem w tamtym roku (Andrzej i Marzena w maju tego roku).
Trasę zaplanowałem, używając programu Ridewithgps (bardzo fajna aplikacja, która również zapisywała nasz ślad). Z planowania wyszło ponad 900 km i tym razem potwierdziło się w realu.
Teren trudny, bardzo szybkie zjazdy, niekiedy duży ruch. Parę dni wcześniej zakupiliśmy kaski. Na szczęście nie musieliśmy sprawdzać ich przydatności, ale czuliśmy się bezpieczniej.
Wyruszyliśmy 29 czerwca. Powrót 10 lipca.

Dzień 1

Międzylesie - Unikowice k/Paczkowa
67 km
podjazdy 900m


Dokładna trasa - klik
Pobudka o godz. 4. Akurat jest wschód Słońca widoczny z mojego okna. Do Wrocławia jedziemy samochodem Andrzeja. Pakujemy rowery i naprzód. Pociąg do Międzylesia mamy ok 8. Ok. 11 jesteśmy na miejscu. Przebieramy się w rowerowe ciuchy i wyruszamy w drogę.
Pierwsze kilometry do Nagodzic bardzo fajne. Potem wjeżdżamy na drogę krajową 33 i robi się nieciekawie. Samochody (szczególnie dostawczaki) wyprzedzają nas z dużą prędkością w niewielkiej odległości. Jakoś się przemęczyliśmy do zjazdu za Domaszkowem i tu zaczęła się piękna, mało ruchliwa trasa. Humory poprawiają się od razu.
Moi towarzysze w świetnych humorach
 Jedziemy w stronę Stronia Śląskiego. Po drodze pierwszy poważny podjazd tej wyprawy - Przełęcz Puchaczówka. Wspinamy się mozolnie. Idzie mi całkiem nieźle (zimowa praca przynosi efekty).

Mój rumak na przełęczy
Potem długi i ostry zjazd do Stronia i ścieżką do Lądka. Tu się trochę kręcimy i pijemy kawę .

W parku centralnym
Nabrałem sobie wody ze źródełka obok fontanny (można powiedzieć hardkorowa mineralna, aż gęsta od minerałów); niestety - zaraz ją wylałem, bo zapach był koszmarny.  Musiałem przepłukać usta kawą. Jedziemy dalej na przełęcz Lądecką. Łagodnie się wspinamy na ok. 700 m.n.p.m. Po drodze ładne widoki


Z przełęczy zjeżdżamy do Javornika (świetny zjazd, piękny asfalt) i błyskawicznie docieramy do miasteczka.

Javornik - rynek

Javornik - zamek

I już prosto do Paczkowa. Objeżdżamy stare miasto. Szkoda, że w remoncie, ale za 2 lata może to wyglądać imponująco. Jedno z bodaj dwóch polskich miast, z oryginalnymi, średniowiecznymi  murami obronnymi.

Brama Nyska
Mury obronne "polskiego Carcassonne"
Jemy pizzę, szybkie biedronkowe zakupy i śmigamy do pobliskich Unikowic na nocleg i małą imieninową imprezkę :).



Dzień 2
Uniskowice - Kietrz
110 km
podjazdy 1088m


Dokładna mapa
Do Głuchołaz jedziemy po czeskiej stronie (bardzo mały ruch, równe asfalty, ciekawe widoki).

czeska szosa

miasteczko Vidnava
Vidnava

Ładne obrazki czeskich pól.

pole jęczmienia


A że jedziemy prawie wzdłuż granicy, to można napotkać taki obrazek:

Obrazić się na nich czy nie??

Wzdłuż dróg często rosną drzewa owocowe, szczególnie czereśniowe. A ponieważ sezon w pełni, kilka razy się zatrzymujemy i "tankujemy pod korek".

darmowe czereśnie

Dojeżdżamy do pięknych Głuchołaz. Tu obowiązkowa kawa i dopompowanie kół na stacji.


rynek w Głuchołazach


Wyruszamy dalej. Jedziemy przez Góry Opawskie (Jarnołtówek, Pokrzywną). Ciekawe, dobrze zagospodarowane turystycznie miejsca, choć raczej mało znane.
W okolicy Dębowca zjeżdżamy na szutrową drogę, żeby trochę skrócić i ominąć ruchliwe odcinki. Droga bardzo uciążliwa (kocie łby i duże dziury), nie dało się szybko i bezproblemowo jechać.

Kocie łby
Ponowny wjazd do Czech i spokojna jazda przez przygraniczne tereny.

Andrzej i Marzena na horyzoncie
Dojeżdżamy do Głubczyc. Wita nas obrazek ruin słodowni starego browaru Głubczyce. Mają spory komercjalny potencjał, ale trzeba konkretnego inwestora.


Kierujemy się na rynek, gdzie robię małą sesję:

Ratusz


Jeszcze tylko 20 km do Kietrza. Po drodze stary wiadukt:


Lądujemy na noclegu. Na dole restauracja, więc niczego więcej nam nie potrzeba.
Dzień okazał się bardzo ciekawy, choć wcześniej myślałem, że Opolszczyzna będzie nudnawa.

Widok z okna na Kietrz
Dzień 3
Kietrz - Cieszyn
93 km
podjazdy 800 m



Dokładna mapa

Niedzielny poranek. Polubiliśmy te czeskie drogi, więc postanawiamy sporą część dzisiejszego przejazdu zrobić właśnie przez ten kraj.

Na początek ładny, odnowiony ratusz w Kietrzu:


 Kierujemy się na południe. Znowu gładkie czeskie szosy wśród pól:


 Pierwszym ciekawym obiektem architektonicznym jest kościół w miejscowości Trebom.

Kościół pw. Marii Magdaleny w Dziewiętlicach (Czechy)

Dalej jedziemy cichymi drogami wśród pól i lasów. Mijamy sporo kolarzy. Takie pagórkowate tereny są idealne do treningów. Znów nie mogę sobie odmówić zdjęcia pola (niby zwykłe pole a jednak...).


Do Polski wjeżdżamy w miejscowości Owsiszcze. Nieopodal w Krzyżanowicach dom pomocy społecznej w Różanym Pałacu.

Różany Pałac
Właśnie szykują obiad. Z kuchni wspaniale pachnie rosołem. Ruszamy dalej, żeby przekroczyć Odrę i zobaczyć poldery zalewowe.

Odra w Łapaczu

polder zalewowy Odry
Kierujemy się na południowy-wschód. Ładny drewniany kościół w Łaziskach:

kościół pw. Wszystkich Świętych w Łaziskach

Żeby ominąć Jastrzębie i okolice, znów wjeżdżamy do Czech. Po drodze ciekawy pałac w Piotrowicach koło Karwiny, gdzie można znaleźć spa, wellness (cokolwiek to jest), pole golfowe itd.

Zameczek Petrovice

Dawno nie było o polach. Na Opolszczyźnie i w tych okolicach można zobaczyć ciekawe uprawy np. soję czy len. Po czeskiej stronie sporo pól makowych. W Polsce raczej niespotykane (przez m.in. procedury związane z ustawą zapobiegającą narkomanii). Okazuje się, że w większości polskich makowców właśnie jest mak czeski.
pole makowe
 Dojeżdżamy do Zebrzydowic. Tu w gminnym ośrodku kultury festyn z występami amatorów. Ośrodek bardzo ładnie położony nad jeziorem.


Dalej na południu, w Kończycach Małych też ładnie odnowiony, położony nad stawem zameczek.

zamek Kończyce Małe


I już prosto do Cieszyna, gdzie czekała nas mozolna wspinaczka (naprawdę duże nachylenie) na nocleg. Po rozładowaniu bagaży udajemy się na rynek, a potem na czeską stronę, spróbować piwa w czeskiej piwiarni.
Cieszyn zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Bardzo ładne i spore miasto, pięknie odnowiony rynek. Ostatnio byłem tu w podstawówce, więc raczej niewiele z niego pamiętałem.

cieszyński rynek





Dzień 4
Cieszyn - Sopotnia Wielka
89 km
podjazdy 1293 m


Dokładna mapa



Dzień zaczynamy w Lidlu (no jak nie skorzystać). Dalej mała sesyjka na kładce na Olzie:

kładka na Olzie w Cieszynie
Jedziemy na południe, możliwie wzdłuż granicy. Po drodze zaskakuje nas spory ruch we wsi Dzięgielów. Dużo ludzi, słychać jakiś koncert. Okazało się, że to zjazd, festiwal (nie wiem jak to nazwać) w Centrum Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko - Augsbusrkiego, który organizowali Joannici. Chcieliśmy się wbić na darmową kawę i ciacho ale jakoś nam było głupio.


Nieco dalej wyremontowany zamek w Dzięgielowie:


Dość ruchliwą drogą kierujemy się do Ustronia. Tu duży ruch jak na takie uzdrowisko przystało. Zatrzymujemy się na kawusi w znanej (jak mówi Marzena) cukierni "U Janeczki".

ja i Marzena idziemy na całość, Andrzej dietetycznie, tęczowo
Jeszcze zdjęcie przed Urzędem Miasta i Gminy (nowa gmina w kolekcji :))


i do Wisły. Szybko wjeżdżamy na ścieżkę rowerową, która się ciągnie wzdłuż rzeki (szuterek, ale ładny), omijając tym samym bardzo ruchliwą drogę 941.

ścieżka wzdłuż Wisły
Dojeżdżamy do Zalewu Czerniańskiego, w którym łączą się Biała i Czarna Wisełka

Zalew Czerniański, stąd wypływa właściwa Wisła
I w górę wzdłuż Czarnej Wisełki

droga wzdłuż Czarnej Wisełki
do Przełęczy Stecówka (spory podjazd). Tu robimy mały popas. Dalej kierujemy się do Milówki, ale żeby ominąć ruchliwą (jak już wspomniałem) 941 jedziemy przez małe wioski. Droga wąska, ale bardzo ładnie utrzymana, kręta, a krótkie, sztywne podjazdy dają się we znaki.



Tu zjeżdżając do Kamesznicy biję swój rekord prędkości - licznik zanotował 75,3 km/h (była adrenalinka ;) ). W Milówce okazały wiadukt:

Wiadukt drogi S1
Dalej kierujemy się wzdłuż Soły do Węgierskiej Górki.

Soła

Kładka nad Sołą
Zaczyna się podjazd do Sopotni Małej. Najpierw spokojnie, ale pod koniec nachylenie przekracza już miejscami 9% . Po drodze wieś Juszczyna z ciekawym drewnianym kościołem, za którym znajdowało się coś co trudno nazwać - kapliczka , chyba...

Kościół pw. Nawiedzenia NMP

"kapliczka"
W Sopotni kolacyjno-śniadaniowe zakupy i jeszcze tylko 5 km na nocleg do Sopotni Wielkiej (cicha wioska ładnie położona wśród gór).
Trudny dzień, dał nam po krzyżach i kolanach.


Dzień 5

Sopotnia Wielka - Chochołów
65 km
podjazdy 855 m
Dokładna mapa

Dokładna mapa

Dziś dwie mapki, a to dlatego, że w Namestowie przestała działać aplikacja (jedyna awaria) i drugą część trasy narysowałem sam.
Plan był inny. Mieliśmy jechać przez przełęcze Klakociny i Krowiarki. Ale po dyskusjach i ciężkim dniu wczorajszym postanowiliśmy oszczędzić kolana i zrobić dzień regeneracyjny jadąc przez Słowację.
Początkowy odcinek do Krzyżowej bardzo fajny - krótkie podjazdy i długi zjazd na koniec.

W oddali Sopotnia Wielka
 Wjeżdżamy na drogę 945 przez Korbielów do granicy. Tu cały czas mozolnie pod górę (300m w pionie przez 8 km). Ruch, o dziwo nie największy.

Obszar reintrodukcji głuszca w Beskidzie Żywieckim

Dojeżdżamy do granicy.

dawne przejście graniczna na przełęczy Glinne
Czeka nas długi zjazd. Zakładamy przeciwwiatrowe ciuchy i puszczamy się w dół.


Odcinek do Namestowa okazał się nieciekawy i bardzo ruchliwy. Co prawda z daleka majaczyły Tatry, ale hałas przejeżdżających ciężarówek i i intensywność ruchu bardzo nas zmęczyła.

Kościół w Zubrohlavie po drodze do Namestowa
W Namestowie, ładnej turystycznej osadzie nad jeziorem Orawskim robimy przerwę na kawę. Kawiarnia z ładnym widokiem na zalew.

Jezioro Orawskie
Dalsza trasa okazała się ciekawsza. Kierujemy się wzdłuż zalewu na wschód. Po drodze elektrownia wodna w Ustie nad Priehradu.


Widok z tamy
Dalsza trasa lekko pnie się w górę i prowadzi wśród pól malowanych zbożem rozmaitem i łąk.



Po 65 km dojeżdżamy do Chochołowa . Jemy obiad w przygranicznej restauracji i udajemy się na kwaterę u Basi (ładny obiekt, mogę polecić).

gustowny wieszak w pokoju
Chochołów znany był ze swojej tradycyjnej drewnianej zabudowy. Trochę z tego zostało. Nowe domy też się buduje raczej z drewna (choć nie wszystkie).


Na uwagę zasługuje też kościół. Zbudowany jest inaczej niż większość domów, z kamienia. Chciałem go zobaczyć od środka ale pan kościelny zamknął mi drzwi przed nosem, mówiąc stanowczo: "Zamykamy!", tak więc zdjęcie tylko z zewnątrz.




Dzień 6
Chochołów - Szczawnica
96 km
podjazdy 1360 m



Dokładna mapa
 Ten, jak się miało okazać, najpiękniejszy dzień wyjazdu zaczął się pechowo. Wszystko gotowe do wyjazdu, a tu "kapeć". Rozbieram oponę (miała być taka pancerna i dziura?). Sprawdzam dętkę w wodzie. Powietrze uchodzi wentylem (jednak opona pancerna, choć później nie wytrzyma trudów podróży). Tyle roboty, a wystarczyło dokręcić wentyl. Przy okazji demontażu koła okazało się że klocki są już na wykończeniu (myślałem przed wyjazdem, że wystarczą) i musiałem zakupić 2 razy drożej w Zakopanem.
Na rozgrzewkę, praca z kołem.
Wyjeżdżamy z lekkim opóźnieniem.  Droga do Zakopanego słaba, asfalt na długim odcinku zerwany i, czego się można było spodziewać, duży ruch. Przez Krupówki przejeżdżamy, klucząc (to raczej nielegalne) między narastającą masą turystów.



W kawiarni kawa i ciastko i ruszamy na najwyższą wspinaczkę na tej wyprawie.



Po drodze spotykamy wielu kolarzy. Z dwójką z nich ucięliśmy pogawędkę o "wyższości szosówki nad trekkingiem" lub odwrotnie. Ale doszliśmy do wniosku, że są to zupełnie inne dyscypliny i doznania.
Andrzej dyskutuje z kolarzami

Wjeżdżamy na Polanę Głodówka (1142 m n.p.m.). Roztacza się stąd wspaniała panorama Tatr (całe zdjęcie na początku relacji).

A tu ja na tle...
Dalej długi zjazd do Jurgowa. Po drodze rzeka Białka z krystaliczną wodą:
Białka
Dalej kolejny ostry podjazd na Przełęcz nad Łapszanką w Rzepiskach
.
już prawie...

piękny widok na południe w Rzepiskach
Stąd zaczyna się 16 kilometrowy zjazd do Niedzicy. Nagroda za trudy wcześniejszego odcinka. Tu oczywistym punktem zwiedzania jest zamek i jezioro Czorsztyńskie.

zamek w Niedzicy

Widok na zamek i jezioro Czorsztyńskie

elektrownia i jezioro Sromowieckie
"Odkrywamy" szlak rowerowy Dunajec Velo , który poprowadzono aż do Sromowców Niżnych, gdzie kładką przeprawiamy się na słowacką stronę do Czerwonego Klasztoru.
Widok z kładki na Trzy Korony
Tu obowiązkowo uzupełniamy płyny i ścieżką wzdłuż Dunajca robimy "rowerowy spływ" aż do Szczawnicy. Kilka migawek z przepięknej ścieżki:




Dojeżdżamy do Szczawnicy, gdzie czekają na nas wypoczywający tu rodzice Marzeny. Po krótkiej pogawędce i toalecie ruszamy na miasto coś zjeść. Sprawę załatwiamy w ciekawym i znanym Kocim Zamku. Jak już wspomniałem, dzień przepiękny, pogoda wspaniała (polecam wszystkim ten odcinek).


Dzień 7

Szczawnica - Izby
77 km
podjazdy 1240 m

Dzień rozpoczyna się od obfitego śniadania z rodzicami Marzeny. Potem wymieniam klocki z tyłu (naprawdę, już niewiele z nich zostało) i ruszamy wzdłuż Gajcarka w wschód.

Grajcarek w Szczawnicy.
 Po drodze piękny Rezerwat Białej Wody:

droga przez Rezerwat

Rezerwat Biała Woda
No i zaczyna się największy hardcore na wyjeździe. Musimy się dostać na Obidzę. Planowaliśmy "jechać" żółtym szlakiem ale Andrzej znalazł alternatywę, która miała być bardziej łagodną wersją. Może była, tego nie wiem, ale na pewno nie była łagodna. Wciągamy rowery po zrytej ciągnikami przecince, służącej do zwózki drewna. Nachylenie przekracza miejscami 20%. Prawie nie da się iść z ciężkim rowerem. Całe szczęście, że jest sucho.

Andrzej wciąga rower
W końcu wtaczamy rowery.

mój już na przełęczy
Jeszcze tylko parę kilometrów żółtym szlakiem i jesteśmy w bacówce na Obidzy.

widok z bacówki
Tu krótki popasik. Dziś mamy "wspaniałe " tempo. Godzina prawie 13, a my mamy aż 16 km w nogach. Ale szybko zaczynamy nadrabiać. Z bacówki piękny, początkowo betonowy zjazd do Piwnicznej (ok 8 km).

zjazd z Obidzy
 W Piwnicznej decydujemy się jechać po słowackiej stronie Popradu. Początkowo trasa prowadzi nowiutkim asfaltem, po paru km przechodzi w kocie łby. Niestety nie ma kładki, żeby przejechać na polską stronę (choć to duży ruch na drodze krajowej 87).

Początkowy odcinek drogi wzdłuż Popradu
Dojeżdżamy w końcu do kładki Żegiestów - Sulin

na polską stronę
i ruchliwą drogą wojewódzką 971 kierujemy się do Muszyny. Po drodze rozlewnia Muszynianki:

jedna z rozlewni Muszynianki
Dojeżdżamy w końcu do miasta. Rynek nie robi na mnie najlepszego wrażenia. Krótki popas i jedziemy w stronę Tylicza.

fragment rynku w Tyliczu
Jeszcze tylko kilkanaście km do Izb. Niestety, skrót prowadzi betonowymi płytami . Początkowo w dobrym stanie, ale na zjeździe do Izb już w fatalnym.

betonowy podjazd do Izb
Dojeżdżamy w końcu do "Regiecówki" na nocleg. Z okna taki sielankowy obrazek:



Dzień 8

Izby - Jaśliska
86 km
podjazdy 1000 m


Dokładna mapa
Od rana bardzo duszno, zanosi się na burzę. Dołącza do nas kolega Andrzeja i Marzeny - Marek. Po dużym trudzie znalazł nas na tym końcu świata (o zasięg tutaj bardzo trudno). Najciekawszy był jego rower. Najnowszy MTB Cube ze wspomaganiem elektrycznym. Bardzo fajna maszyna. Pod górę wjeżdża sama (no może przesadziłem, ale bardzo wspomaga kolarza).
W końcu ruszamy. Dziś przejazd przez Beskid Niski. Czekałem na ten odcinek. Piękna trasa, która w dużej części prowadzi "szlakiem drewnianej architektury Podkarpacia". Po drodze dużo kościołów i cerkwi, część z nich na Liście UNESCO.
Pierwszy już po 2 km w Banicy:

Kościół w Banicy
I tak co wieś, to kościół lub cerkiew:

cerkiew Św. Dymitra (UNESCO)

Potem jeden z najlepszych zjazdów na trasie. Długa prosta w kierunku doliny Ropy w Ujściu Gorlickim. Andrzej i Marzena biją swoje rekordy. Ja ledwo przekroczyłem 70 - tkę.

Cerkiew Św. Paraskewy w Kwiatoniu (UNESCO)
szosa piękna, ruch malutki

ciekawy cmentarz wojenny

Ciekawostka - nazwy miejscowości również w języku ukraińskim
W Gładyszowie jeden kościół i stara łemkowska cerkiew:

kościół pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela

łemkowska cerkiew pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela

Po drodze również ciekawostka historyczna. Pomnik lotników polskich, zestrzelonych 28 sierpnia 1944 r., kiedy wracali znad Warszawy, gdzie zrzucali zaopatrzenie dla powstańców.


Pierwotnie trasa zaplanowana była nieco inaczej, ale Andrzej zasugerował jej zmianę. Przejechaliśmy doliną Zawoi i Wisłoki od Wołosatego przez starą wieś łemkowską - Nieznajową. Przepiękny, choć trudny odcinek trasy. Droga szutrowa, miejscami słabo przejezdna, parę razy trzeba było przekroczyć rzekę w bród.
W Wołosatem zwiedzam cerkiew łemkowską, po której oprowadza mnie pani, której rodzice podczas "Akcji Wisła" zostali stąd wysiedleni w 1947 roku. Łemkowie powoli próbują wracać w rodzinne strony i odbudowywać zniszczone cerkwie i wioski.

cerkiew pw. Opieki Matki Bożej w Wołowcu

wnętrze cerkwi
przeprawa przez Zawoję

tak wyglądała droga przez wioskę

pozostałości wsi Nieznajowa - cmentarz

kapliczka

na chwilę wjeżdżamy do Magurskiego PN
W Krępnej piękna cerkiew:

dawna greko-katolicka cerkiew pw. św.Kosmy
Dalej piękna droga przez lasy i wioski do Tylawy.

widok z trasy

Ostatni odcinek wzdłuż Jasiołki do Daliowej, gdzie mamy nocleg w agroturystyce "Nasz Dom". Na zakupy jedziemy do Jaślisk. Wieś nie robi najlepszego wrażenia. Najciekawszy Bar Czeremcha, przypominający głęboką komunę z lat 60- tych. Ławeczka pod sklepem żywcem wyjęta z "Rancza".
Dla mnie najciekawsze było dno rzeki Jasiołka, gdzie odsłaniały się piaskowce, prawie pionowo wychodząc wzdłuż koryta.

ciekawe geologicznie dno Jasiołki

Dzień 9

Jaśliska - Wetlina
87 km
podjazdy 1190m


dokładna mapa

Wyjeżdżamy po dużej jajecznicy, ok 9.00. Do Komańczy spokojnie, po asfalcie niezbyt dobrej jakości.

droga 897 do Komańczy (tu asfalt jeszcze ładny)
Przy wjeździe do Komańczy, pod wiaduktem kolejowy takie ładne muralki:



Jedziemy do schroniska pod klasztorem Nazaretanek (tego sławnego, gdzie internowany był Prymas Wyszyński, a w schronisku podobno stacjonowali pilnujący go ubecy). Tu obowiązkowa kawa.
Zjeżdżamy 5 km do Rzepedzi, gdzie kierujemy się do doliny Osławy, którą przemierzamy na południe. Jedzie się drogą szutrową (jest sucho, szuter dobrej jakości). Ciekawym doświadczeniem jest przeprawa w bród przez rzekę. Na całym odcinku przejeżdża się ją 7 razy po betonowych płytach. Trzeba uważać, bo płyty są bardzo śliskie i można się wywalić (o czym przekonał się Andrzej).

zaczynają się Bieszczady

jeden z brodów

widok na dolinę



kolejna przeprawa
We wsi Smolnik robimy mały popas i wylatujemy na drogę 897. Tu można podziwiać panoramę Bieszczad z wieży widokowej Szczerbanówka.

panorama Bieszczad

We wsi Majdan znajduje się stacja słynnej bieszczadzkiej wąskotorówki, która dziś pełni tylko funkcję turystyczną.

Stacja Majdan

bieszczadzka kolejka
Stąd już kawałek do Cisnej, gdzie robimy zakupy i jemy obiad. Wieś bardzo sięzmieniła odkąd byłem tu ostatni raz (20-kilka lat temu). Na miejscu pola namiotowego nad Solinką, gdzie wtedy się rozbiliśmy, dziś osiedle. Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów i jesteśmy na noclegu w Wetlinie. Wybraliśmy schronisko PTTK. Trzeba przyznać, że klimat tu zupełnie "bieszczadzki". Schronisko nie remontowane kilkadziesiąt lat, ale atmosfera i ludzie bardzo fajni. A, że jest sobota wieczór, to wysłuchaliśmy jeszcze pięknego koncertu grupy "Cisza jak ta". Jakby ktoś chciał posłuchać, to tutaj próbka.


Dzień 10

Wetlina - Myczków
82 km
podjazdy 1240m


dokładna mapa


Dzień zaczął się od jazdy Wielką Pętlą Bieszczadzką. Dziś jadę z Markiem (Andrzej i Marzena jadą inną trasą). Na początek 2 intensywne podjazdy na ponad 800 m n.p.m, ale i piękne zjazdy serpentynami.



popas w Ustrzykach Górnych
 Krótki popasik i zakupy w Ustrzykach. Parę kilometrów i jesteśmy w Stuposianach. Tutaj, u wylotu drogi z Mucznego zamykam WIELKĄ PĘTLĘ DOOKOŁA POLSKI, którą rozpoczęliśmy 3 lata temu.

Yes, yes, yes - zrobiłem to
Po tej chwilowej euforii kierujemy się w stronę Soliny piękną doliną Sanu. W Sękowcu spotykamy się z resztą ekipy i jedziemy dalej. Asfalt się niestety kończy i jedziemy po szutrze, kamieniach 
i dziurach (nieciekawa nawierzchnia). Jednak widoki wynagradzają trudy drogi.

San


Park Krajobrazowy - "Dolina Sanu"

Nasza ekipa na moście nad Sanem
Przez cały dzień przewija się nazwa 'Terka'. Wygłodniali, zjeżdżamy nieco z trasy na obiad do Terki. Znajduje się tu znana w okolicy (ja usłyszałem o niej pierwszy raz) smażalnia pstrągów "Córka". Rzeczywiście, ludzi sporo, a pstrągi grillowane - palce lizać. Mogę Wam szczerze polecić.
Najedzeni i rozleniwieni ruszamy do Polańczyka. Jeszcze ok. 20 km stromych podjazdów i zjazdów. Wyłania się już Solina:



Szybkie zakupy w Polańczyku. Niestety zabrakło mi sił (stromy zjazd, a później czekałby mnie podjazd), żeby go zwiedzić. Jedziemy więc na nocleg w Myczkowie.

Dzień 11
Myczków - Przemyśl
90 km
podjazdy 920 m


dokładna mapa



I ostatni dzień naszej wyprawy. Na początek ładny zjazd do tamy na Sanie i zwiedzanie tego znanego obiektu turystyczno-przemysłowego. Bardzo tam tłoczno, mnóstwo straganów, ale sama zapora -
- ciekawa.

panorama zapory


zapora od strony północnej
 Z zapory jedziemy do Uherców Mineralnych. Ciekawa wieś z kilkoma atrakcjami:

stacja kolejki rowerowej stylizowana na początek XX w..


Browar Ursa Major

w środku
Najciekawszy z nich okazał się browar regionalny. Kilku zapaleńców bieszczadzkich zrobiło dobrą robotę. Miejsce nazwali Esencja Karpat. Serwują tu, oprócz kilku gatunków piwa, także regionalne wyroby (np. miód czy czekoladę ze słodem jęczmiennym). Pokazali mam również bardzo ładny film o swojej działalności i pasjach. Polecam.
W dalszej drodze, mniej więcej na 27 kilometrze, swoją pętle dookoła Polski zamykają Marzena i Andrzej. Była radość.



Dalej kierujemy się do Arłamowa. Po drodze Park Krajobrazowy Gór Słonnych,



wolne wspinaczki i szybkie zjazdy. Docieramy po mozolnym i długim podjeździe do Hotelu Arłamów, który na całą Polskę rozsławiły "nasze orły". Obiekt pięknie położony i robi rzeczywiście duże wrażenie.



w środku ciekawa wystawa minerałów z całego świata



brama wjazdowa ze świetnym zjazdem i trudnym wjazdem
Z hotelu dłuuugi zjazd do pięknie położonej wsi Makowa.

Makowa

widok z trasy
Podczas tego zjazdu poczułem bicie tylnego koła. Okazało się, że opona rozwarstwiła się na boku
i wyszło małe jajo. Na szczęście nylonowy kord wytrzymał i dojechałem, z duszą na ramieniu, do Przemyśla (opony w związku z tym nie polecam -  CST terra control z 5 mm wkładką. Opona rzeczywiście pancerna ale tylko od przodu, boki bardzo cieniutkie i nie wytrzymały trudów wycieczki).
Dalej kierujemy się wzdłuż rzeki Wiar przez liczne przygraniczne przysiółki i wioski. Asfalt, o dziwo, piękny, nowiutki. Bardzo przyjemnie się jechało w ten nasz ostatni wieczór.

gdzieś przy ukraińskiej granicy


bociany sie paso
Po tym przyjemnym odcinku dojeżdżamy do Przemyśla.

rynek


udekorowany rocznicowo ratusz.
Na rynku trochę się nawadniamy, szybkie zakupy i nocleg w schronisku PTSM (w tym samym pokoju co 3 lata temu).
KONIEC

Podsumowanie
Trasa liczyła łącznie ok. 940 km, podjazdów ok. 11900 m. Obyło się bez większych defektów (nie licząc opony, która jednak wytrzymała do końca) i kontuzji. Zajęło nam to 11 dni, ale jak widać, specjalnie się nie przemęczaliśmy. Trasa była bardzo urozmaicona i ładna. Staraliśmy się omijać większe miasta, ruchliwe drogi (co nie zawsze było możliwe). Byliśmy w takich miejscach, gdzie w życiu samochodem byśmy nie dotarli. Podczas całego wyjazdu padało tylko z pół godziny i to leciutko. Piękne wspomnienia będą siedziały w głowie przez bardzo długo. Zainteresowanym polecam prześledzić dokładniej mapki i profile. Może ktoś się zainspiruje i wykorzysta nasze doświadczenia.

Objechanie Polski zajęło nam 3 lata (dokładnie 38 dni jazdy i zwiedzania). Przejechaliśmy ok. 3730 km. Każda z czterech "ścian" Polski jest inna i bardzo ciekawa. Zresztą tereny przygraniczne tym się charakteryzują. Odwiedziliśmy Niemcy, Czechy i Słowację. Nie obyło się bez drobnych kontuzji. Mój rower wspaniale się sprawował i nigdy mnie nie zawiódł. Dziękuję moim towarzyszom podróży za cierpliwość i wspaniały humor.