wtorek, 23 sierpnia 2016

Międzyzdroje-Suwałki

W tym roku zrealizowaliśmy drugą część naszego "projektu" - rowerem dookoła Polski. Tym razem była to "ściana północna". Wyprawa odbyła się w dniach 21-31 lipca 2016. Celem było przejechanie możliwie blisko morza całego wybrzeża i dalej na wschód wzdłuż północnej granicy. Oczywiście jeśli pozwalały na to drogi. Unikaliśmy trudnych szutrów, luźnych piasków, gdzie trzebaby pchać rower. Woleliśmy nadrobić kilometrów ale jechać lepszymi drogami. Stąd nieraz odjeżdżaliśmy od granicy na południe. Sporą trudnością w planowaniu trasy była rezerwacja noclegów. W szczycie sezonu znalezienie kwatery, pokoju na 1 noc było bardzo trudne. Ale Marzena dała radę (choć nieraz z dala od morza) i wyruszyliśmy.

Dzień 1
Łódź - Międzyzdroje
Miejscówki kupiliśmy możliwie najwcześniej jak się dało. Mieliśmy zacząć od Świnoujścia. ale że nocleg był w Międzyzdrojach, a pociąg dojeżdżał dość późno, uznaliśmy, że zaczniemy w Międzyzdrojach, a brakujący kawałek dokręcimy w przyszłym roku.
tu się zaczyna nasza podróź
Po 7 godzinach w bardzo dobrych warunkach docieramy do Międzyzdrojów. Nocleg mamy w ośrodku pamiętającym wczesnego Gierka. Nie ma co narzekać, za 10 godzin już nas tu nie będzie. Idziemy przywitać się z morzem

jemy szybką rybkę i spać


Dzień 2
Międzyzdroje - Mrzeżyno  77,2 km

dokładny przebieg - klik

Na pierwszy dzień, rozgrzewkowo 77 km. Wyjeżdżamy o 8.30. Fajny przejazd przez budzący się kurort. Przejeżdżamy przez miasto i jego ciekawsze miejsca


na alei gwiazd
i kierujemy się szlakiem R10 (często nim będziemy jechać, choć nie trzymamy się go kurczowo) przez Woliński Park Narodowy. Piękne ścieżki przez morenową wysoczyznę porośniętą głównie buczyną pozwalają już od startu podziwiać piękną przyrodę.


jezioro Czajcze


droga nie była łatwa

Na "dobry początek" w Wisełce rozpina mi się łańcuch i gubię spinkę. Nie mam oczywiście drugiej (no bo łańcuchy się przecież nie rozpinają) więc skracam i zakuwam (jak się miało okazać za 2 dni, niezbyt dokładnie)
naprawa łańcucha nr1

Kręcę potem delikatnie, ale nic się nie dzieje, więc śmigamy na wschód. Opuszczamy wyspę Wolin
zwodzony most na Dziwnej
a dalej już
Pustkowo

Trzęsacz

piękna ścieżka wzdłuż klifu

latarnia w Niechorzu

droga z Pogorzelicy do Mrzeżyna wzdłuż terenów wojskowych

Do samego Mrzeżyna jedziemy szlakiem rowerowym wzdłuż terenów wojskowych. Jedzie się słabo, kostka okropna. Można dojechać jednak nad samo morze a tam takie widoki
pusta plaża nad Bałtykiem w pełni sezonu

Nie zastanawiam się długo i lecę popływać w pustym morzu. Woda ciepła (jak na Bałtyk), piękne słońce - no bosko. Po kąpieli tylko kawałek do Mrzeżyna. Wieczorem spacer po plaży i molu.




Dzień 2
Mrzeżyno - Darłowo (Domasławice)
107,6 km

dokładny przebieg - klik
Ten odcinek (przynajmniej do Ustronia) to chyba najlepiej zorganizowana część nadmorskiego szlaku rowerowego. Piękna ścieżka rowerowa zaczyna się od Rogowa


gładziutkim asfaltem mijamy Dźwirzyno. Wczasowicze obładowani leżakami, materacami, parawanami, lodówkami przemieszczają się w kierunku plaży (to raczej nie dla nas forma urlopowania), a my spokojnie do Kołobrzegu.
ładna infrastruktura

ekokolarz. Marzena  nie mogła się oprzeć

piękna kołobrzeska latarnia

"kawa, kawusia no,no,no"

molo
W kierunku Ustronia bardzo ładna ścieżka wzdłuż wybrzeża


Ekopark Wschodni

latarnia Gąski


Za Ustroniem droga się zmienia - grunt, kostka, mniejsze i większe dziury i tak do Mielna. W Mielnie jemy pyszny obiad w barze Złota Rybka. Wspaniałe pieczone ryby - polecam


Po sutym posiłku, mierzeją kierujemy się w stronę Łaz (ów). W planach mieliśmy jechać dalej mierzeją między morzem i jez. Bukowo.
przez las i plażę czy dookoła?

Spotkaliśmy jednak rowerzystę, który stamtąd przyjechał. Spocony, wykończony, a jechał na lekko rowerem górskim z balonami. Powiedział, że kilka km musiał prowadzić rower. Długo się nie zastanawialiśmy i objechaliśmy jezioro wzdłuż R10 .

ten znak nam często towarzyszył


droga całkiem sympatyczna

Trasa bardzo ładna widokowo. Dość późno docieramy na nocleg w Domasławicach. Piękny domek, miła właścicielka. Tego dnia zrobiliśmy pierwszego "100 punktowego break'a" na tej wyprawie.

pierwsze ciasto od 2 dni...
ładny ogród



Dzień 3
Domasławice - Łeba
141,6 km

dokładny przebieg - klik

Tego dnia pobiliśmy nasz rekord jazdy z sakwami. Miało być 110 a wyszło ponad140 - tak to jest z planowaniem. A zaczęło się z przygodami. Zebraliśmy się o 9. Fajne miejsce więc trudno się było zebrać. Pogoda cały czas nam dopisywała. Na początku oglądamy bardzo ładne Darłowo.
Ujście Wieprzy

rynek darłowski

Radośnie jedziemy dalej. U mnie przy każdym obrocie korby słyszę delikatne trzaski. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale jadę dalej. Zaczął się dość stromy podjazd i po mocniejszym depnięciu łańcuch trzasnął. Przejeżdżający sakwiarz, oczywiście, zaoferował pomoc. Podziękowaliśmy i zabraliśmy się za skuwanie. Kolejne ogniwo mniej. Łańcuch zrobił się już na tyle krótki, że praktycznie do końca jechałem na środkowej tarczy. Postanowiłem w Gdańsku kupić nowy łańcuch i go wymienić (choć miałem obawy czy zjechane nieco zębatki nie odmówią z nim współpracy). Z duszą na ramieniu pokonałem podjazd. Jak się miało okazać łańcuch bez problemu dotrwał do końca wyprawy.


naprawa łańcucha nr2
Dalsza trasa w stronę Jarosławca odbywa się wałem wzdłuż plaży (betonowe płyty i piasek - da się przejechać).


połączenie z jez. Kopań

Na pustej plaży nagrywamy nasz filmik (na końcu postu). Zabawy mamy przy tym co niemiara.
Docieramy w końcu do Jarosławca
latarnia w Jarosławcu

kawusia rzecz jasna
Zaczynamy być głodni, ale jeszcze za wcześnie, więc jedziemy do Ustki. Odbijamy trochę od morza, żeby uniknąć szutrów i piasków. Po drodze mijamy dwie grupy sakwiarzy. Jedziemy dość szybko i o dziwo, prawie jednocześnie zaczynają nas boleć achillesy. Dziwne, bo nigdy czegoś takiego nie miałem. Bolesne ścięgno zaczyna nieco puchnąć. Da się jednak pedałować (trochę obniżyłem siodełko) jak się znajdzie optymalne podparcie na pedale.
Docieramy w końcu do Ustki
port
 Znowu jemy w Złotej Rybce. Już nie tak smacznie jak w Mielnie ale może być.
kolejna "Złota rybka"




Po obiedzie udajemy się do Rowów. Na początek szlakiem "zwiniętych torów", jednak po 5 km obijania tyłka wybieramy asfaltową alternatywę
Szlak Zwiniętych Torów

W Rowach panuje bardzo duży ruch. Widać, że wczasowicze cenią tą miejscowość. Nie zabawiamy tu długo i wjeżdżamy do Słowińskiego PN. Jedziemy w stronę Smołdzina. Na początku ładna, szeroka i twarda droga

fajna droga w pięknym otoczeniu

otoczenie cały czas piękne ale droga gorsza

typowe nadmorskie płyty "jumbo"
Dojeżdżamy do Smołdzina. Pięknie byłoby przejechać plażą wzdłuż mierzei do Łeby ale nie z sakwami i na cienkich oponach, więc postanawiamy jechać przez Kluki i Izbicę. Dużo się wcześniej naczytałem o tych bagnach, ale ludzie jechali i dawali radę. Stoimy na skrzyżowaniu na Kluki i zastanawiamy się którędy jechać (jak zwykle dylemat - dłuższy asfalt czy krótszy szuterek). Podjeżdża do nas sakwiarz i zagaduje do mnie po niemiecku. Może przypominam Niemca: blondyn, dobrze odżywiony ;), niemiecki rower i sakwy. Ale, że ja raczej po niemiecku mało fersztejen to mu mówię, że nie fersztejen, a on zaczyna mówić w ludzkim języku, czyli po polsku. Powiedział, że właśnie wraca z Kluk. Próbował się przebić dookoła Łebska, ale błoto po łydki i nie ma szans. Pozostaje nam więc ominąć planowaną trasę szerokim , asfaltowym łukiem. Niestety zamiast 20 km zrobiło się 50 km. a na liczniku przejechane już 90. Robi się coraz później, ale co robić, trzeba kręcić.
Po drodze ładny zachód słońca

Robi się coraz ciemniej a my wjeżdżamy na drogę 214 w kierunku Łeby. Ruch jest duży. Większość samochodów wyprzedza nas z właściwym odstępem, ale nie wszyscy. Najgorsi są, zdecydowanie, kierowcy autobusów. Wyprzedzają nas, nawet jak z naprzeciwka jadą samochody, w odległości niecałego metra z dużą prędkością. Naprawdę, nie jest to fajne uczucie, zwłaszcza, że już jest ciemno. Na nocleg dojeżdżamy po 22. Tego dnia zrobiliśmy prawie maksymalnego breaka - 141, 6 km. Nieoczekiwanie zaczynają strzelać fajerwerki (skąd oni się dowiedzieli, że pobiliśmy nasz rekord?). Nocleg w obleganym przez turystów pensjonacie Sielska Chata. Dostajemy na szczęście pokój położony w dość zacisznym miejscu i szybko zasypiamy.
ładny pokój w Sielskiej Chacie
Dzień 4
Łeba - Hel - Gdańsk
115 km
dokładna trasa - klik

Po wczorajszym długim i trudnym dniu wolno zbieramy się do wyjazdu

rowery już wierzgają kółkami
Wyjeżdżamy dopiero o 9.40, a przed nami ponad 110 km. Próbujemy jechać w miarę blisko wybrzeża. Jedziemy pieszym szlakiem (chyba żółtym) przez las. Piasek jest tak głęboki, że przez ok. 3 km musimy pchać rowery. A musimy zdążyć na ostatni prom z Helu. Postanawiamy więc nie szukać niczego blisko wybrzeża tylko jechać asfaltami. Pogoda piękna, gorąco i słonecznie. Trasa okazuje się bardzo urozmaicona, fajne podjazdy i szybkie zjazdy. Po drodze mijamy ośrodek w Ciekocinku. Piękny hotel i tereny jeździeckie - ujeżdżalnie, parcours. Całość w pięknym parku




Jedziemy dalej przez Żarnowiec, obok Jeziora Żarnowieckiego. Największa elektrownia wodna w Polsce znajduje się przy jego południowym krańcu
Jaz na Piaśnicy przy jeziorze

W Goszczynie na stacji mały odpoczynek (i kawusia) i skrótem przez las (okazał się bardzo ciekawy)
piękna, choć kamienista ścieżka

konkretny głaz narzutowy

 przez rezerwat
jedziemy w stronę morza do Karwii. W tej, jak na polskie wybrzeże, niezbyt zatłoczonej miejscowości jemy rybkę w barze...zgadnijcie... tak! "Złota Rybka". Bardzo smaczna z grilla. A potem już wzdłuż wybrzeża do Jastrzębiej Góry. Tutaj docieramy do najdalej na północ wysuniętego punktu Polski. Robimy pamiątkową fotkę
z moich wyliczeń tu jest dalej niż przy obelisku
i jedziemy do Rozewia. Tu przy latarni mała uroczystość. Marzena przejechała w tym roku 1000 km.

latarnia w Rozewiu
latarnia Rozewie

Dalej już Władysławowo (tłoczno tam bardzo) i przez mierzeję kierujemy się na Hel. Przez cały półwysep biegnie ścieżka rowerowa.

ładny obrazek Zatoki Gdańskiej

Odpoczywamy w Kuźnicy, ostatnia kąpiel w morzu, wędzona rybka i dalej. Dojeżdżamy w końcu do Helu











pół godziny do odpłynięcia promu. Pakujemy się, rozsiadamy w wygodnych kanapach i do Gdańska
zachód nad zatoką
Jeszcze tylko nocny przejazd przez miasto i ok 23 meldujemy się w schronisku młodzieżowym. Uff, długi dzień. Na szczęście jutro odpoczywamy od rowerów.

Dzień 5
Gdańsk
0 km (na rowerach)
Nasze tyłki, plecy, stawy i ścięgna zasłużyły na odpoczynek. Budzimy się możliwie późno i jedziemy na miasto...tramwajem :). Ja dokonuję zakupu łańcucha i spinki (na szczęści nie przydały się ). Włóczymy się po starówce.









Przydał się taki dzień odpoczynku od jazdy.

Dzień 6
Gdańsk - Frombork
90,7 km
dokładna trasa - klik

Wyjeżdżamy z Gdańska o 7.30 (znowu musimy zdążyć na prom przez zalew). Kolejny przyjemny, poranny przejazd przez miasto. Długi Targ bez ludzi wygląda bardzo ładnie. Jeszcze pożegnalna fotka pod Neptunem i w drogę.


Przejeżdżamy obok rafinerii Lotos


Dalej jedziemy do Sobieszewa przez most pontonowy.

most pontonowy przez Martwą Wisłę (dawne główne ujście Wisły)

Drogą 501 jedziemy przez Wyspę Sobieszewską, która powstała po przekopaniu mierzei w Świbnie w latach 1891-1895. Ten ok. 400 metrowy odcinek pokonujemy promem.



ujście Wisły do Bałtyku
Lądujemy w Mikoszewie. Dalej jedziemy Mierzeją Wiślaną przez Jantar, Sztutowo
Niemiecki obóz koncentracyjny KL Stutthof
gdzie oglądam pozostałości obozu. Ale żeby sobie poprawić nastrój odwiedzamy cukiernię Ptyś na kawkę i ptysia (makabrycznie słodki brr). Potem Kąty Rybackie do Krynicy Morskiej
ruchliwa droga 501 wzdłuż mierzei
Kręcimy się po mieście. Ostatni nasz kontakt z morzem. Postanawiam na koniec choć "wymoczyć nogi i cześć":) , ale przez plaże nie mogę się specjalnie przebić do wody. Tłumy plażowiczów, parawany szczelnie utrudniają dostęp do morza. Musiałem obejść z 50 m to towarzystwo i udało się w końcu
cicha plaża w Krynicy
Przejechaliśmy całe wybrzeże i zobaczyliśmy prawie wszystkie miejscowości. Wszędzie tęgie tłumy ale tu na plaży było najgęściej. Po pożegnaniu z morzem jedziemy do portu.

A tu niespodzianka: prom, który miał nas przewieść  do Fromborka nie kursuje (w szczycie sezonu!). Pani w informacji

dała nam wizytówki prywatnych przewoźników i po drugim telefonie okrętujemy się na piękny tramwaj wodny do Tolkmicka. Cóż, przyjdzie nam przejechać jeszcze trochę kilometrów.

płyniemy przez zalew
Tolkmicko na horyzoncie

rynek w Tolkmicku
Początkowo zakładaliśmy jechać do Fromborka wzdłuż wybrzeża ale rowerzysta odradził nam z tymi sakwami, więc pięknymi, równymi asfaltami pojechaliśmy na około. Na początku dość ostry podjazd na Wysoczyznę Elbląską a potem długi zjazd do Fromborka. Tu trochę zwiedzania,


jakieś słabe, barowe jedzenie. Na rynku spotkaliśmy rowerzystę z Niemiec, który właśnie kończył objazd Bałtyku. Pomogłem mu z pieniędzmi, bo nie mógł się połapać czy te które ma są aktualne (miał sporo drobnych sprzed denominacji :)) Docieramy w końcu na kemping.

Dzień był bardzo ciekawy. Dwie przeprawy promami, most pontonowy, mierzeja. Polecam.
W nocy spadł pierwszy deszcz na wycieczce.

Dzień 7
Frombork - Lidzbark Warmiński (Kłębowo)
96,4 km
tym razem widok z google earth.
Po obfitym nocnym deszczu, trochę się ochłodziło. W sam raz do jazdy. Dziś droga wiedzie przez Warmię. Definitywnie opuszczamy zatłoczone wybrzeże i wjeżdżamy w inną, o wiele spokojniejszą krainę. Trasa bardzo ładna widokowo, piękne pagórkowate, morenowe krajobrazy. Teren typowo rolniczy, niewiele lasów.

rzeczka Bauda
a jechało się takimi pięknymi drogami

piękne jezioro rynnowe w Pierzchałach
stacja radarowa

Dojeżdżamy w końcu do Pieniężna. Spodziewaliśmy się fajnego miasteczka z zadbanym rynkiem ale jego obraz nasz wielce rozczarował.
rynek w Pieniężnie
Nie było tu nawet porządnego baru (jeden jeszcze zamknięty), kawę pijemy w cukierni. Spotkaliśmy tu fajną parę z Koszalina. Jechali oni Green Velo z Elbląga do Białegostoku. Pani rowerzystka bardzo narzekała na szutrowe drogi. Zjedliśmy po ciasteczku i się rozjechaliśmy w swoje strony.
Z Pieniężna jedziemy piękny, gładkim asfaltem wśród pól w stronę Lidzbarka. Mniej więcej we wsi Babiak wjeżdżamy na bardziej ruchliwą 513-tkę. Dojeżdżamy do Lidzbarka. Zauważyłem, że tylne koło zaczyna mi trochę bić. Okazało się, że pękła szprycha (to już trzecia w tym kole). Naprawili mi ją w serwisie Artan (zapłaciłem o 15 zł więcej niż w Łodzi). Musiałem to zrobić bo za 2 dni czekałem nas ciężka przeprawa przez kocie łby i mogłoby się rozwalić do końca. Zwiedzamy piękny zamek, oglądamy rynek.





Pozostało ma, jeszcze do przejechania kilka km do Kłębowa, gdzie mamy nocleg w schronisku młodzieżowym. Byłem w tym schronisku ok 20 lat temu. Nie wyglądało wtedy fajnie ale mieli zrobić generalny remont. Niestety, wyglądało tak samo jak poprzednio. Ogarniamy się i idziemy nad piękne jezioro Symsar. Tu spędzamy miło wieczór.



Dzień 8
Kłębowo - Węgorzewo (Ogonki)
118,5 km

mapa pokazuje odcinek do końca naszej wyprawy
Podczas tego dnia niewiele się wydarzyło. Rano okazuje się, że mój nowy smartfon odmówił współpracy. Na szczęście Andrzej ma nawigację i może rejestrować naszą trasę. Mapka powstała z jego danych, które obejmowały ostatnie 3 dni nasze wyprawy.W Kłębowie pożegnały nas kucyki (odbywały się tam kolonie jeździeckie)

Tereny wokół Lidzbarka są bardzo atrakcyjne.

Początkowy odcinek do Bisztynka bardzo piękny. Po drodze oglądamy Stoczek Klasztorny



odbywał się tu plener malarski
Spotykamy tu znów znajomą parę z Koszalina. Tu już definitywnie się rozstaniemy. Mkniemy do Bisztynka, którego największą atrakcją (chyba?) jest potężny, jeden z największych w Polsce głaz narzutowy.

budynek Urzędu Gminy

Z Bisztynka jedziemy bardzo ładną drogą do Korsz i dalej GV wzdłuż 590 do Barcian. Tam oglądamy restaurowany (bardzo powoli) zamek krzyżacki

 Dalej przez Srokowo do Szynortu, gdzie w porcie jemy kolacje (bardzo drogie rybki) w towarzystwie braci żeglarskiej. Zanosi się na deszcz, więc wsiadamy szybko na rowery i jeszcze kilka km

trzeba się ubrać 
jezioro Dargin

Tuż przed deszczem wpadamy na kwaterę do Starej Kuźni w Ogonkach.


Dzień 9
Ogonki-Wiżajny
116,8 km

Wyjazd opóźnił nam się przez łatanie gumy w rowerze Marzeny. Potem śniadanie przed sklepem

Pierwszy etap dzisiejszej jazdy to objazd Węgorzewa
ładna węgorzewska infrastruktura


Dalej kierujemy się na północ w stronę rosyjskiej granicy. Wjeżdżamy na tereny bardzo ciekawe. Jest tu bardzo mało ludzi, wioski liczące po kilka domów. Dużo z nich opuszczone. Widzimy także opuszczone i zniszczone , dawne PGRy. Drogi są w złym stanie - zbudowane albo z trelinki albo kocich łbów. Rowerem bez amortyzatora (w moim przypadku) jedzie się ciężko. Dobrze, że zrobiłem koło, bo nie wiem co by z niego zostało po tych drogach. Przyrodniczo, za to, jest tu pięknie. Co chwilę widzimy pary żurawi, drapieżniki (błotniaki, nawet bielik) nie licząc bocianów, których jest tu zatrzęsienie. Widać zatem, że słaby rozwój gospodarczy sprzyja przyrodzie (no nie wiem czy to brzmi odkrywczo :). Porę zdjęć z tych okolic

spiętrzenie na Węgorapie

zarastający budynek w PGRze

jedna z lepszych tu dróg

sielska kraina

żółta tablica pod lasem to granica z Obwodem Kaliningradzkim
sielska zagroda
rondo Bohaterów PGR

gospodarze tych terenów
kościół w Żabinie
Po tym trudnym ale bardzo interesującym odcinku przyjeżdżamy do Gołdapi. Marzena łapie kolejną gumę (okazało się,że w oponie siedział cieniutki drucik).
to już druga dzisiaj

ładnie odnowiony gołdapski rynek
wieża ciśnień

kawusia na wieży

Ja na wieżę nie wjeżdżam, tylko jadę do nowych, gołdapskich tężni, coby nawdychać się jodu na moje styrane gardło. Piję też zdrową, mineralną, gołdapską wodę (taką mam zasadę w każdym odwiedzanym uzdrowisku, a co!)

kompleks uzdrowiskowy

tężnie

no i ja na tle
Po kartaczach U Jędrusia (polecam) jedziemy wzdłuż Puszczy Rominckiej do Stańczyków. Musimy wjechać trochę w puszczę , żeby nie było że nie byliśmy
droga przez puszczę

jezioro Ostrówek w puszczy

Po drodze łapie nas deszcz. Na szczęście chowamy się na przystanku (a pada konkretnie) trochę czekamy, zakładamy pierwszy raz ciuchy deszczowe i jedziemy dalej


Padać szybko przestaje i już dojeżdżamy do Stańczyków
cała grupa w Stańczykach

mosty w całej okazałości

ja na górze

las z góry
pozostał nam jeszcze kawałek do Wiżajn. Krajobraz robi się bajkowy. Po deszczu, nad polami, unoszą się mgły, wypełniając zagłębienia.


robi się coraz ciemniej, ale mimo to jazda jest bardzo przyjemna (nie to co do Łeby). Ruch mały, widoki przepiękne. Jedziemy przez puszczę i potem wzdłuż drogi 651 szlakiem GV. Docieramy do trójstyku granic. To już ostatni punkt dzisiejszego dłuuugiego dnia.
byłem w 5 sekund w trzech państwach
W zupełnej ciemności docieramy na kwaterę nad jeziorem (choć go wcale nie widać). Na tarasie impreza w stylu disco polo. Andrzej poszedł negocjować ciszę nocną o 23. Z pozytywnym skutkiem. I my zrobiliśmy małą imprezkę.

Dzień 10
Wiżajny-Suwałki-Łódź
44 km (rowerem)

Rano zobaczyliśmy w jak ładnym miejscu położony był nasz nocleg
widok sprzed domu
Po wyprowadzeniu rowerów z garażu okazuje się, że mamy gumę nr3 (te opony Schwalbe LandCruser jakieś wybrakowane). Szybka łatka


i wyruszamy na ostatni odcinek naszej wyprawy, Trasa wiedzie prze Pojezierze Suwalskie po pięknych morenowych krajobrazach.



pierwszą atrakcją dnia jest najgłębsze w kraju jezioro Hańcza, Rzeczywiście jest piękne i czyste.


Dalej jedziemy do rezerwatu Głazowisko Bachanowo

gospodynie tego terenu

Cały czas towarzyszą nam wiatraki, których jest tutaj bardzo dużo
-zobacz jak się kręci - powiedział Jędrula
-aha- odpowiedziała Marzena
Dojeżdżamy w końcu do Suwałk. Oczywiście pamiątkowa fota pod tablicą


I do miasta na jedzenie (znowu kartacze w tym samym miejscu co w tamtym roku). Trochę pokręciliśmy się po pięknie odnowionym rynku i okolicach, i na dworzec.

Do Łodzi wracamy z przygodami, z dużym opóźnieniem. Rowery jechały w różnych warunkach
tu w 1 klasie na miękkim
a tu w większym towarzystwie
W końcu szczęśliwie docieramy do Łodzi (po północy).

Wyprawa - wycieczka (nie wiem jak to nazwać) była bardzo udana. Przejechaliśmy w sumie 916 km. Nie obyło się bez drobnych awarii i kontuzji. Zobaczyliśmy prawie wszystko co zaplanowaliśmy, pogoda była rewelacyjna, humory i zdrowie dopisywało. Oczywiście można było wybrać inne warianty trasy aby być jeszcze bliżej morza czy granicy, ale w sumie po co. Woleliśmy jechać a nie pchać rowery i niepotrzebnie męczyć kręgosłupy.
Na koniec filmik, który kręciliśmy koło Darłówka. Przed wyjazdem oglądałem biograficzny film o Zdzisławie Maklakiewiczu i przypomniałem sobie scenkę z "Wniebowziętych" niezapomnianego duetu Maklakiewicz-Himilsbach. I to nasza refleksyjna interpretacja .