środa, 3 sierpnia 2016

Kraków - Łódź

Pomysł wycieczki do Krakowa zrodził mi się zimą.Podczas spotkania z Andrzejem opowiedziałem mu o tym, a on szybko podłapał temat, ustaliliśmy termin (10-12 czerwca) , kupiliśmy bilety, zarezerwowaliśmy noclegi i wyjazd.
Wpakowaliśmy się w nowoczesny pociąg na Widzewie, rowery powiesiliśmy na hakach


i po 2,5 godzinach byliśmy w Krakowie. Szybko dotarliśmy do hostelu Benedykta. Pokój 3 osobowy (1 trzypiętrowe łóżko) do naszej dyspozycji. Wprowadziliśmy rowery

i na miasto. Po drodze mijamy pub gdzie serwują czeskie piwo. No jak nie wejść,
kolega jak widać zadowolony i idziemy dalej zwiedzać starówkę. Krótki, intensywny opad kreuje fajny klimat rynku


oczywiście idziemy też na Wawel


przysiadamy w poznanym pubie i oglądamy pierwszą część meczu Francja-Rumunia (inauguracja ME). Na drugą wracamy do hostelu.
Pobudka o 6.30, śniadanie (w cenie) i wyruszamy do Potoku Złotego.
Trasa

dokładny przebieg - klik

Najpierw jedziemy drogą 794 i w Januszowicach skręcamy w lewo i dalej będziemy się poruszali wzdłuż Prądnika


Wjeżdżamy na teren Ojcowskiego PN. Trwa tu akurat piękny bieg pt:"Z ojcem do Ojcowa" , w którym tatusiowie ze swoimi dziećmi (od 5 do ok 16 lat) biegną 5 km.

My robimy foty w znanych miejscach i jedziemy dalej
Brama Krakowska


Igła Deotymy


i oczywiście Maczuga Herkulesa

Kaplica na mostku
Odpoczynek i przegryzka pod zamkiem w Pieskowej Skale. Dalej przemieszczamy się na północ w poprzek jurajskich dolinek: ostry, krótki podjazd i taki sam zjazd. Daje to dużą frajdę


Docieramy w końcu do Pilicy. Tu jemy pysznego placka zbójnickiego i zwiedzamy zniszczony pałac położony w pięknym ogrodzie
polecam knajpę

Potencjał ogromny a pracy jeszcze więcej
ładnie odnowiony rynek w Pilicy
Po wyżerce pędzimy zwiedzić zamki w Mirowie i Bobolicach. Po drodzy przejeżdżamy jeszcze nad CMK, którą jechaliśmy dzień wcześniej

i docieramy do Mirowa
ruiny zamku w Mirowie
Postanawiamy do Bobolic pojechać czerwonym szlakiem pieszym. Była to słaba decyzja. Jazda po skałach, wąskimi ścieżkami kosztowała mnie szprychę w tylnym kole. Na trekingu z wąskimi oponami nie polecam.
Docieramy do Bobolic
zamek w Bobolicach

jeszcze fota na tle...
i kierujemy się do Potoku Złotego. Zakupy, zwiedzanie ośrodka na jeziorem, kolacja i zasłużony odpoczynek. Tego dnia przejechaliśmy ok. 113 km pięknymi trasami.

Następnego dnia czeka nas ok 160 km, więc wstajemy o 6.00 i wyjeżdżamy godzinę później. Przebieg trasy drugiego dnia
Dokładny przebieg - klik
Raniutko w niedzielę mijamy tylko rowerzystów, którzy nas pozdrawiają.
Krótka przerwa w podróży

Po drodze przejeżdżamy przez park krajobrazowy Stawki (w Zalesicach skręcamy w lewo i jedziemy przez las)



Dalej kierujemy się na wieś Gidle ze wspaniałym sanktuarium maryjnym. Tu kawka w sklepie przed kościołem (z expresu) i następnie w kierunku Radomska. Na stacji dopompowujemy koła (moje dziwnie sflaczało) i jedziemy w stronę Kleszczowa. Po wjechaniu do gminy widać, że jest to jedna z najbogatszych w Polsce. Infrastruktura drogowa, w tym rowerowa przesadnie, dobrze rozwinięta (mam na myśli te wszystkie barierki)

Powietrze z koła cały czas, choć powolutku, schodzi. Trzeba dokonać wymiany dętki (przydała się infrastruktura)

przerwę wykorzystuję na naprawę dętki

Ruszmy w kierunku elektrowni Bełchatów. Chcieliśmy zobaczyć odkrywkę, ale nie mogliśmy trafić do punktu widokowego.
Góra Kamieńsk

elektrownia Bełchatów
Jedziemy koło zbiornika Słok

Kanał odwadniający kopalnię

Zbiornik Słok
zaczynamy głodnieć, a że nie ma nic po drodze dojeżdżamy aż do Zelowa, gdzie znajdujemy pizzerię. W Krakowie zamówiliśmy dużą na pół i specjalnie się nie najedliśmy, więc teraz zamawiamy mega. Nie doczytaliśmy, że ma ona 54 cm średnicy
mega

wyjadamy z trudem środki, wtaczamy się na rowery i ospale jedziemy dalej. Po pół godziny zaczynamy kręcić żwawiej. Dojeżdżamy do Ldzania, gdzie znajduje się ładny zabytkowy młyn.
młyn w Ldzaniu

stawy obok młyna
Pojawia się szansa, że zdążymy jeszcze na mecz Polska-Irlandia Płn (wcześniej zakładaliśmy, że dojedziemy ok 20), więc przyśpieszamy. Do Łodzi dojeżdżamy polnymi drogami i wzdłuż S14 i lądujemy w końcu na Retkini. Tu się żegnamy i pędzimy w swoją stronę. Do domu wpadam w 3 minucie meczu :)
Przez całą wycieczkę dopisywała nam dobra, rowerowa pogoda. Sporo zobaczyliśmy, sporo się najeździliśmy. Ja pobiłem swój rekord dziennego przebiegu (166km). Było świetnie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz